Czy istnieje takie miejsce na ziemi, w którym czujecie się na tyle dobrze, że macie ochotę spędzić tam resztę życia? Ja już takie znalazłam. Nie sądziłam, że podczas pobytu na Erasmusie tak mocno zakocham się w Portugalii. Od mojego powrotu do Polski minęły już niemal trzy miesiące, a jednak mam wrażenie, że czegoś mi tu brakuje. Porządni ludzie mawiają, że nie powinno się kochać ze względu na coś, lecz bezwarunkowo. Bez wątpienia istnieją jednak powody, dzięki którym niektóre miejsca stają się nam bliższe, aniżeli pozostałe. Tak właśnie jest z Portugalią! W dzisiejszym poście chciałabym Wam przybliżyć kilka ciekawostek na temat tego pięknego kraju. Są to rzeczy, które niezwykle zapadły mi w pamięci podczas mojego pobytu. Jednych brakuje mi mniej, innych bardziej, a o jeszcze innych wspomnę, ponieważ są po prostu tego warte i chcę, abyście się o tym dowiedzieli. Ze względu na zboczenie zawodowe i zamiłowanie do jedzenia, aspekt kulinarny będzie tu jak najbardziej obecny.
1. Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!
Mylą się Ci, którzy uważają, że w Portugalii jest zawsze gorąco. Rzeczywiście temperatury przez długi czas sięgają około 20 kresek na termometrze. Opalanie na plaży możliwe jest nawet w listopadzie, aczkolwiek są dni kiedy robi się tu naprawdę chłodno. Późną jesienią i zimą, odwiedzając Portugalię warto wyposażyć się w ciepłą garderobę. Portugalia to wietrzny kraj, szczególnie w miejscowościach na wybrzeżu, gdzie wieją silne wiatry oceaniczne. Wówczas odczuwalna temperatura jest znacznie niższa. Ciepły polar lub skarpetki nie raz uratowały mi skórę, gdy słońce uciekło za horyzontem. Potrzeba posiadania ciepłych ubrań wydaje się silniejsza, gdy okazuje się, że portugalskie mieszkania w większości nie mają ogrzewania. Portugalczycy zamiast je montować wolą popołudnie spędzić w restauracji, albo we własnym samochodzie, bo jest tam cieplej. I tak oto w grudniu, na parkingu przy plaży widzimy szereg zaparkowanych aut, w których przesiadują sobie całe rodziny. Czytają książki, przeglądają prasę, rozmawiają lub ucinają sobie drzemkę w ciepłym samochodzie, z widokiem na ocean. ;)
Mylą się Ci, którzy uważają, że w Portugalii jest zawsze gorąco. Rzeczywiście temperatury przez długi czas sięgają około 20 kresek na termometrze. Opalanie na plaży możliwe jest nawet w listopadzie, aczkolwiek są dni kiedy robi się tu naprawdę chłodno. Późną jesienią i zimą, odwiedzając Portugalię warto wyposażyć się w ciepłą garderobę. Portugalia to wietrzny kraj, szczególnie w miejscowościach na wybrzeżu, gdzie wieją silne wiatry oceaniczne. Wówczas odczuwalna temperatura jest znacznie niższa. Ciepły polar lub skarpetki nie raz uratowały mi skórę, gdy słońce uciekło za horyzontem. Potrzeba posiadania ciepłych ubrań wydaje się silniejsza, gdy okazuje się, że portugalskie mieszkania w większości nie mają ogrzewania. Portugalczycy zamiast je montować wolą popołudnie spędzić w restauracji, albo we własnym samochodzie, bo jest tam cieplej. I tak oto w grudniu, na parkingu przy plaży widzimy szereg zaparkowanych aut, w których przesiadują sobie całe rodziny. Czytają książki, przeglądają prasę, rozmawiają lub ucinają sobie drzemkę w ciepłym samochodzie, z widokiem na ocean. ;)
Miejscowość położona na klifie - Carvoeiro
|
2. Bajkowa zabudowa
Portugalska architektura bardzo przypadła mi do gustu podczas pobytu na Erasmusie. Urocze małe, białe domki często wykończone dodatkami w kolorze żółci lub błękitu oraz przyozdobione ręcznie malowanymi kafelkami (port. azulejos) pozostaną w mej głowie wizytówką tego kraju. Najpiękniejszą zabudowę znajdziecie oczywiście na wybrzeżu, więc nie sposób nie wspomnieć tutaj o kominach algarwiańskich domów. Nie istnieje bowiem drugie takie miejsce na świecie, dla którego kominy byłyby tak charakterystycznym elementem miejskiego krajobrazu. Kominy wyrastające z dachów w Algarve wyglądają jak małe dzieła sztuki.
Portugalska architektura bardzo przypadła mi do gustu podczas pobytu na Erasmusie. Urocze małe, białe domki często wykończone dodatkami w kolorze żółci lub błękitu oraz przyozdobione ręcznie malowanymi kafelkami (port. azulejos) pozostaną w mej głowie wizytówką tego kraju. Najpiękniejszą zabudowę znajdziecie oczywiście na wybrzeżu, więc nie sposób nie wspomnieć tutaj o kominach algarwiańskich domów. Nie istnieje bowiem drugie takie miejsce na świecie, dla którego kominy byłyby tak charakterystycznym elementem miejskiego krajobrazu. Kominy wyrastające z dachów w Algarve wyglądają jak małe dzieła sztuki.
Ich ażurowe wykończenie i wielorakość kształtów, zachęca do wypatrywania ich na horyzoncie podczas spacerów. Kolejną zaletą portugalskiej zabudowy jest taras. Nie ważne, czy jest to kilkupiętrowy blok, kamienica, czy też mały domek. Każdy może cieszyć się kawałkiem własnego miejsca, gdzie może odetchnąć na świeżym powietrzu. Tego akurat szczególnie Portugalczykom zazdroszczę, bowiem uwielbiałam taras, położony na dachu mojego ośmiopiętrowego bloku. Z jednej strony widok na ocean, z drugiej na górskie zbocza, gdzie po zmierzchu migały położone w oddali inne miejscowości. Z sentymentem wspominam te chwile, gdy słońce muskało moją skórę, a wiatr rozwiewał włosy podczas popołudniowego relaksu na tarasie. Z każdym wdechem słonego powietrza czułam, że to moje miejsce na ziemi i wcale nie mam ochoty go opuszczać...
Widok z okna mojego pokoju ;)
|
Zagadnienie bardzo prozaiczne, aczkolwiek ważne, jeśli wyjeżdżacie do Portugalii na dłużej. Osobiście nie mam nic do portugalskich chodników, są bardzo ładne i zazwyczaj równe... Aczkolwiek z dobrego serca radzę, nie zabierajcie na wycieczkę butów z wysokim obcasem, nawet jeśli bardzo lubicie na takowym chodzić. Drobno ułożona kosteczka skutecznie zniechęci Was do spacerów. Ja swoje szpilki ubrałam podczas całego pobytu tylko raz, potem nie popełniłam więcej tego błędu :). Poza tym większość portugalskich miasteczek położona jest na różnych wysokościach, wiec absolutnie wszędzie jest pod górkę.
Typowa wąska uliczka w Faro
|
4. W butach po mieszkaniu...
To akurat jedna z tych rzeczy, których w ogóle mi nie brakuje. Mianowicie, goście przychodzący w odwiedziny do portugalskich domów nigdy nie zdejmują butów. W zasadzie po swoim półrocznym pobycie mam wrażenie, że nikt ich tam nie zdejmuje, niezależnie od tego czy jest u siebie, czy nie.
5. Kultura jedzenia na mieście
Portugalczycy kochają jeść poza domem i spędzać czas w restauracjach. Lokale odwiedzane są już od samego rana, kiedy ludzie wpadają na filiżankę kawy oraz małe śniadanie w postaci słodkiego ciastka lub tosta.
Portugalczycy kochają jeść poza domem i spędzać czas w restauracjach. Lokale odwiedzane są już od samego rana, kiedy ludzie wpadają na filiżankę kawy oraz małe śniadanie w postaci słodkiego ciastka lub tosta.
Jedna z wielu portugalskich Pastelarii, gdzie jada się śniadania lub pija piwo
|
Prawdziwe oblężenie zaczyna się jednak dopiero w porze lunchu lub obiadokolacji. Duży ruch w restauracjach można zauważyć przez cały tydzień, lecz to w niedzielę najtrudniej o znalezienie wolnego stolika. Z perspektywy naszej kultury wydało mi się to niezwykle interesujące, bowiem starannie przygotowywane niedzielne obiadki nie mają tu racji bytu. Restauracje są tu bez dwóch zdań miejscem spotkań towarzyskich oraz celebrowania ważnych chwil z rodziną. W dodatku porcje serwowane w lokalach są naprawdę ogromne, szczególnie gdy ominiemy miejsca przeznaczone dla turystów. ;)
Filet z tuńczyka z dodatkami
|
6. Bez przypraw da się żyć
W kuchni jestem osobą, która lubi doprawiać. W szafce mam całą kolekcję przypraw, zarówno tych popularnych, jak i bardziej orientalnych. Muszę zatem przyznać, ze kuchnia portugalska zaskoczyła się swoim minimalizmem w kwestii przypraw. Portugalczycy preferują proste dodatki. Oprócz soli, do potraw dodają przede wszystkim liść laurowy. Nawet pieprz nie jest powszechnie stosowany do wszystkich dań. Wszechobecna jest natomiast cebula i czosnek, ponieważ doskonale komponuje się z mięsem, które Portugalczycy uwielbiają. Jedynym oryginalnym składnikiem jest piri-piri w postaci płynnej lub sproszkowanej. Portugalczycy najczęściej używają go jako marynatę lub przygotowują z niego sos, tak jak w przypadku potrawy frango piri-piri (kurczak piri-piri). Natomiast do słodkości i deserów powszechnie używany jest cynamon. Nawet, jeśli nie znajduje się on w oryginalnym przepisie, to na stole zawsze znajdziecie pojemniczek w celu oprószenia sobie nim swojego ciasta lub puddingu.
W kuchni jestem osobą, która lubi doprawiać. W szafce mam całą kolekcję przypraw, zarówno tych popularnych, jak i bardziej orientalnych. Muszę zatem przyznać, ze kuchnia portugalska zaskoczyła się swoim minimalizmem w kwestii przypraw. Portugalczycy preferują proste dodatki. Oprócz soli, do potraw dodają przede wszystkim liść laurowy. Nawet pieprz nie jest powszechnie stosowany do wszystkich dań. Wszechobecna jest natomiast cebula i czosnek, ponieważ doskonale komponuje się z mięsem, które Portugalczycy uwielbiają. Jedynym oryginalnym składnikiem jest piri-piri w postaci płynnej lub sproszkowanej. Portugalczycy najczęściej używają go jako marynatę lub przygotowują z niego sos, tak jak w przypadku potrawy frango piri-piri (kurczak piri-piri). Natomiast do słodkości i deserów powszechnie używany jest cynamon. Nawet, jeśli nie znajduje się on w oryginalnym przepisie, to na stole zawsze znajdziecie pojemniczek w celu oprószenia sobie nim swojego ciasta lub puddingu.
7. Treściwe posiłki to podstawa
Kuchnia Portugalii jest dość ciężka, a przede wszystkim ma sycić. W tradycyjnych potrawach na talerzu obok mięs i ryb, bardzo często lądują strączki w postaci fasoli (feijo) i bobu (fava), a także pieczone, duszone lub gotowane jarzyny (ziemniaki, brokuł, marchewka itp). Próżno szukać tu pięknych i lekkich sałatek, czy zieleniny służącej ozdobieniu całej potrawy. Portugalczycy sałatek nie lubią, a jeśli już znajdują się one na ich talerzach, to jest to raczej ukłon w stronę turystów. Nie spodziewajcie się cudów. Najczęściej uzupełnieniem Waszego posiłku będzie prosta kompozycja na bazie: marchewki, sałaty, cebuli oraz pomidora. Całość oczywiście skropiona oliwą oraz octem winnym.
Kuchnia Portugalii jest dość ciężka, a przede wszystkim ma sycić. W tradycyjnych potrawach na talerzu obok mięs i ryb, bardzo często lądują strączki w postaci fasoli (feijo) i bobu (fava), a także pieczone, duszone lub gotowane jarzyny (ziemniaki, brokuł, marchewka itp). Próżno szukać tu pięknych i lekkich sałatek, czy zieleniny służącej ozdobieniu całej potrawy. Portugalczycy sałatek nie lubią, a jeśli już znajdują się one na ich talerzach, to jest to raczej ukłon w stronę turystów. Nie spodziewajcie się cudów. Najczęściej uzupełnieniem Waszego posiłku będzie prosta kompozycja na bazie: marchewki, sałaty, cebuli oraz pomidora. Całość oczywiście skropiona oliwą oraz octem winnym.
Jedno z popularniejszych dań - bitoqe oraz skromna sałatka
|
8. Najlepsze restauracje to te najbardziej obskurne!
O tak! Przekonałam się o tym wielokrotnie. Przyszykowane pod turystów nadęte miejsca, z eleganckimi stolikami, pięknymi naczyniami i białymi obrusami oprócz wysokich cen nie oferują zazwyczaj niczego ciekawego. Najlepszą portugalską kuchnię zjecie w przydrożnym lokalu lub umiejscowionym gdzieś pomiędzy blokami. Rozpoznacie go z daleka. Plastikowe stoły i wyblakłe od słońca parasole, sygnowane marką portugalskiego piwa (Superbock lub Sagres) to wizytówka takich miejsc. O poranku lokale te wyglądają zazwyczaj niepozornie. Przy stolikach widzimy pojedyncze osoby popijające kawę lub piwo. W porze obiadowej natomiast ruch się zagęszcza. Okoliczni mieszkańcy schodzą się, by skosztować lokalnej kuchni. Podczas Erasmusa udało mi się trafić do kilku takich miejsc, jedno odwiedzałam nawet regularnie. Nie było tam ani ładnie, ani super czysto, ale jedzenie było boskie!
O tak! Przekonałam się o tym wielokrotnie. Przyszykowane pod turystów nadęte miejsca, z eleganckimi stolikami, pięknymi naczyniami i białymi obrusami oprócz wysokich cen nie oferują zazwyczaj niczego ciekawego. Najlepszą portugalską kuchnię zjecie w przydrożnym lokalu lub umiejscowionym gdzieś pomiędzy blokami. Rozpoznacie go z daleka. Plastikowe stoły i wyblakłe od słońca parasole, sygnowane marką portugalskiego piwa (Superbock lub Sagres) to wizytówka takich miejsc. O poranku lokale te wyglądają zazwyczaj niepozornie. Przy stolikach widzimy pojedyncze osoby popijające kawę lub piwo. W porze obiadowej natomiast ruch się zagęszcza. Okoliczni mieszkańcy schodzą się, by skosztować lokalnej kuchni. Podczas Erasmusa udało mi się trafić do kilku takich miejsc, jedno odwiedzałam nawet regularnie. Nie było tam ani ładnie, ani super czysto, ale jedzenie było boskie!
9. Elastyczne podejście do czasu i życie nocne
Portugalia jak przystało na kraj południowy ma własne podejście do czasu i terminów. Nikomu się tu w niczym nie spieszy, wszyscy są wyluzowani i szczęśliwsi zarazem. Pomijając już kwestie notorycznego spóźniania się, rzeczą która szczególnie przykuła moją uwagę jest rozkwit życia towarzyskiego w godzinach późnowieczornych, a raczej nocnych. W Portugalii imprezy lub spotkania z przyjaciółmi organizuje się o 22:00. W praktyce oznacza to, że połowa gości przyjdzie o 23:00, a dopiero około północy oficjalnie rozpocznie się impreza.
Portugalia jak przystało na kraj południowy ma własne podejście do czasu i terminów. Nikomu się tu w niczym nie spieszy, wszyscy są wyluzowani i szczęśliwsi zarazem. Pomijając już kwestie notorycznego spóźniania się, rzeczą która szczególnie przykuła moją uwagę jest rozkwit życia towarzyskiego w godzinach późnowieczornych, a raczej nocnych. W Portugalii imprezy lub spotkania z przyjaciółmi organizuje się o 22:00. W praktyce oznacza to, że połowa gości przyjdzie o 23:00, a dopiero około północy oficjalnie rozpocznie się impreza.
10. Komercja wcale nie taka zła?
Portugalczycy kochają to, co zachodnie. Z radością ubierają zielone, plastikowe choinki w okresie Bożego Narodzenia, oddają się szałowi kupowania prezentów oraz wysłuchują jingle bells wybijanego przez dzwony umieszczone na galerii handlowej.
Portugalczycy kochają to, co zachodnie. Z radością ubierają zielone, plastikowe choinki w okresie Bożego Narodzenia, oddają się szałowi kupowania prezentów oraz wysłuchują jingle bells wybijanego przez dzwony umieszczone na galerii handlowej.
Hucznie obchodzą też Halloween. Około tydzień przed tym wydarzeniem w sklepach trwa prawdziwe oblężenie. Praktycznie każdy, niezależnie od wieku poszukuje upiornych dodatków, by zaskoczyć przebraniem swoich przyjaciół lub rodzinę. Imprezy o tematyce Halloween organizowane są na mieście przez cały tydzień, a sklepy i drogerie oferują możliwość wykonania strasznego makijażu lub przebrania na miejscu. Przy okazji widać, że wszyscy dobrze się bawią, a cale to zamieszanie sprawia im ogromną radość. Nikt nie czuje się urażony, ani nie wyraża sprzeciwu: „że to komercja, która przyszła z Ameryki” lub „że te przebieranki obrażają uczucia religijne”. Jeśli komuś się to nie podoba, po prostu nie bierze w tym udziału.
Ja oraz moja Druga Połowa na portugalskiej imprezie z okazji Halloween
|
11. Słodkości na jesienną chandrę
Od moich brazylijskich współlokatorów usłyszałam historię na temat rain cakes. Kiedy przychodzi kalendarzowa jesień, a dni stają się chłodniejsze i bardziej deszczowe, specjalnie z tej okazji przygotowuje się ciasteczka... nie od dziś przecież wiadomo, że słodycze najlepiej poprawiają humor! Początkowo myślałam, że to tradycja wyłącznie w domu moich kolegów. Jednak, kiedy za oknem zrobiło się mniej słonecznie, jak grzyby po deszczu na mieście wyrosły budki serwujące churros i farturas, czyli coś w rodzaju naszych pączków. Gorące i chrupiące ciastko zanurzone w cukrze z cynamonem, bądź z nadzieniem na bazie czekolady, kajmaku lub dżemu. O matko... jakież to było dobre! Zdecydowanie jestem miłośnikiem radzenia sobie z jesiennym przesileniem właśnie w ten sposób.
Od moich brazylijskich współlokatorów usłyszałam historię na temat rain cakes. Kiedy przychodzi kalendarzowa jesień, a dni stają się chłodniejsze i bardziej deszczowe, specjalnie z tej okazji przygotowuje się ciasteczka... nie od dziś przecież wiadomo, że słodycze najlepiej poprawiają humor! Początkowo myślałam, że to tradycja wyłącznie w domu moich kolegów. Jednak, kiedy za oknem zrobiło się mniej słonecznie, jak grzyby po deszczu na mieście wyrosły budki serwujące churros i farturas, czyli coś w rodzaju naszych pączków. Gorące i chrupiące ciastko zanurzone w cukrze z cynamonem, bądź z nadzieniem na bazie czekolady, kajmaku lub dżemu. O matko... jakież to było dobre! Zdecydowanie jestem miłośnikiem radzenia sobie z jesiennym przesileniem właśnie w ten sposób.
Budka serwująca churros i farturas
|
12. Ciekawostki z supermarketu
W niemal wszystkich większych miastach Portugalii możemy spotkać ukraińskie sklepy, gdzie dostępne są produkty typowe dla nas i naszych wschodnich sąsiadów. Są to głównie konserwy, przetwory, nabiał oraz słodycze oferowane po takich w cenach, po których w Polsce nigdy byście ich nie kupili. Ale wiadomo, import kosztuje, a możliwość zjedzenia ruskich pierogów lub ogórka kiszonego 3500 kilometrów od domu jest tak naprawdę bezcenna <3. Co ciekawe, sklepy z naszymi towarami są równie popularne wśród lokalnych mieszkańców. Jednak na miano zakupowego lidera wśród portugalskich marketów zasługuje Pingo Doce, odpowiednik polskiej Biedronki. Właścicielem obu sieci jest dobrze nam znany Jeronimo Martins. Niestety poza wspólnym właścicielem nie znalazłam zbyt wielu podobieństw między sklepami (dobra...widziałam też biedronkowe jogurty marki FruVita!) Pingo Dolce bije na głowę nasz krajowy odpowiednik. Oprócz tego, że każdy sklep jest ogromny, to posiada także własną restaurację z posiłkami take-away oraz osobne stoiska z mięsem, serami i rybami. Aby je zakupić, należy wziąć numerek i czekać na swoją kolej. Kiedy zamówimy co trzeba, ekspedient pyta o obrobienie ryby, pokrojenie, filetowanie lub zmielenie mięsa. Praktycznie niczego nie trzeba robić w domu. Wszystko zostanie podzielone, poporcjowane i zapakowane w oddzielne woreczki. Gotowanie już chyba nigdy nie mogło być prostsze :). Zmorą portugalskich sklepów jest niestety pieczywo. Krojony chleb (z wyjątkiem tostowego) jest niemal nieosiągalny, a jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Polski chleb na zakwasie to jedna z tych rzeczy, za którymi tęskniłam. Nadmuchane bułeczki i bagietki jakoś nie podbiły mojego serca.
W niemal wszystkich większych miastach Portugalii możemy spotkać ukraińskie sklepy, gdzie dostępne są produkty typowe dla nas i naszych wschodnich sąsiadów. Są to głównie konserwy, przetwory, nabiał oraz słodycze oferowane po takich w cenach, po których w Polsce nigdy byście ich nie kupili. Ale wiadomo, import kosztuje, a możliwość zjedzenia ruskich pierogów lub ogórka kiszonego 3500 kilometrów od domu jest tak naprawdę bezcenna <3. Co ciekawe, sklepy z naszymi towarami są równie popularne wśród lokalnych mieszkańców. Jednak na miano zakupowego lidera wśród portugalskich marketów zasługuje Pingo Doce, odpowiednik polskiej Biedronki. Właścicielem obu sieci jest dobrze nam znany Jeronimo Martins. Niestety poza wspólnym właścicielem nie znalazłam zbyt wielu podobieństw między sklepami (dobra...widziałam też biedronkowe jogurty marki FruVita!) Pingo Dolce bije na głowę nasz krajowy odpowiednik. Oprócz tego, że każdy sklep jest ogromny, to posiada także własną restaurację z posiłkami take-away oraz osobne stoiska z mięsem, serami i rybami. Aby je zakupić, należy wziąć numerek i czekać na swoją kolej. Kiedy zamówimy co trzeba, ekspedient pyta o obrobienie ryby, pokrojenie, filetowanie lub zmielenie mięsa. Praktycznie niczego nie trzeba robić w domu. Wszystko zostanie podzielone, poporcjowane i zapakowane w oddzielne woreczki. Gotowanie już chyba nigdy nie mogło być prostsze :). Zmorą portugalskich sklepów jest niestety pieczywo. Krojony chleb (z wyjątkiem tostowego) jest niemal nieosiągalny, a jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Polski chleb na zakwasie to jedna z tych rzeczy, za którymi tęskniłam. Nadmuchane bułeczki i bagietki jakoś nie podbiły mojego serca.
Na tym zakończę swoje podsumowanie. Jak widać, Portugalia to kraj całkowicie odmienny w kwestii kultury życia codziennego, jak i w dziedzinie związanej z jedzeniem. Powyższe informacje to moje osobiste i subiektywne odczucia. Całkiem możliwe, że Wy zauważycie coś zupełnie innego.
Na koniec zostawiam Was z jednym, z moich ulubionym zdjęć z wyjazdu. Koń pasący się w centrum miasta... takie widoki tylko w Faro ;).
Zamieszkać tam na stałe choćby dla samego słońca i jedzenia.
OdpowiedzUsuńBardzo Ciekawy wpis i świetne zdjęcia. W tym roku planujemy wyjazd do Portugalii więc z pewnością się przyda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kamil